- czyli nauczanie w czasie Goa Trance Party Festival W nocy z 31.05/01.06 w poznańskich bunkrach odbył się festiwal muzyki Goa Trance pt. Powrót do Źródła, na który zaproszono bhaktów aby mogli przeprowadzić dystrybucję prasadam. Impreza miał trwać do rana, w warunkach ciekawych aczkolwiek bardzo mrocznych – bunkry jednego z fortów (w Poznaniu jest ich kilka i służą często za miejsce rozrywki dla fanów muzyki techno). Doceniając otwartość i przyjazną postawę organizatorów imprezy wobec wisznuitów czteroosobowa grupka yatry Poznań postanowiła przyjąć zaproszenie, szczególnie dlatego, że mogliśmy w jednej z ‘sal’ ustawić całe stoisko, na którym można było prezentować książki Śrila Prabhupada, przyprawy itd. Póki obraz całe sytuacji mam jeszcze świeży w umyśle spróbuję streścić to wydarzenie cofając się myślami o 2 dni: - Sobota, po 18.00 – spotykamy się u Basi, która już dzień wcześniej kupiła większość produktów. W tym czasie Radha-Kanti Mataji, u siebie w domu kończy kulać może trzysetną kulkę z gatunku simplis. Gotujemy kitri na ¾ dużego termosu, resztę warzyw myjemy i częściowo kroimy do gotowania w czasie imprezy gdyby faktycznie jedzenie ‘chwyciło’ – w sumie noc jest długa a impreza do rana. Bierzemy więc 1-pal. maszynkę elektryczną oraz butlę gazową na bunkry. - Wchodzimy 4 osobową grupą do bunkrów i już jest inaczej. Posuwamy się wzdłuż 100 m. mrocznego tunelu, w którym dokonuje się pokaz jakiś nowoczesnych świateł, kolorowe wiązki promieni przecinają ciemność tunelu – wchodzimy w ciekawy klimat. Pokazano nam miejsce na stoisko – w pomieszczeniu do tzw. chill-out’u. W jednej sali transowe tańce a w chill-out space możne być dowolnie, taniec, siedzenie, leżenie, spanie lub/i kontakt z naszym pro-wedyjskim stoiskiem. - Stoisko gotowe ale zasada panuje, że musi być ciemno z wykorzystaniem jedynie klubowych wytłumionych świateł, więc mamy zalecenie na użycie 1 lampki do biurka na każdy z dwóch stołów. Rozkładamy wszystko – w termosie kitri, obok simplisy i na drugim stole, używając palnika na butli gazowej smażymy papadamy. Podchodzą pierwsze osoby – i rzecz fajna się dzieje, udało się sprzedać Kuchnie Kryszny, Królową Kunti i broszurkę KZP. Radość. - Przebieramy się, jedni w pełni wedyjsko inni częściowo – malujemy też tilaki. Bhakta Mietas poprosił mnie abym pożyczył mu dhoti – to miała być inauguracja, hi hi, pierwsze założenie nie w świątyni lecz ‘w akcji w bunkrach’. To dobrze wróży – skazany na misję ;) - Mijają godziny, ludzie w transie, muzyka dudni, czasem mroczno czasem radośnie, niesamowite światła i w ogóle wystrój. O 2 w nocy sami jesteśmy jak w transie – przysypki. Ale rozbudza nas czasem ktoś przychodzący po prasadam, czasem ktoś interesuje się książkami, są też dyskusje, choć dostajemy chrypy, trudno mówić przez muzykę no i trochę dymu papierosów, ale nie aż tak gęsto. Ciekawi ludzie podchodzą – nie spodziewali się wyznawców Kryszny na takiej imprezie. Jeden nawet pyta czy jestem ‘prawdziwym Hare Kryszna’, a dowiedziawszy się, że mam żonę to zapytuje ‘co ona teraz robi’ – patrzę na zegarek i mówię ‘śpi z dzieckiem’ – a on: ‘i pozwala ci tu być?’ – Ha ha, takie m.in. ciekawe rozmowy ale też i o poszukiwaniach duchowych –ten fajny mężczyzna np. kupił Śri Iśopaniszad. - Ok. 2.30 w nocy skończyło się jedzenie w termosie i zaczęliśmy robić sabdżi. Czasem podświetlaliśmy lampką wnętrze garnka przy mieszaniu, nie było to takie łatwe się tam w mrokach i dudnieniu ogarnąć – ale ja tam lubię takie wyzwania, bhakti Mietek też. Ostatecznie 3 garnki wyszły i wylądowały w termosie. - Ranek ok.. 4.30 na dworze jasno ale nie w bunkrach gdzie nadal trans panował. Mataji postanowiły już jechać po dzielnym boju – nikt z nas nie zmrużył oka – a my postanowiliśmy czekać na poranną falę głodu gdyż jeszcze trochę Sabni zostało – fala przyszła ok. 6.00. Oto odebrana później relacja bhaktinek z momentu wyjścia z bunkra: „Gdy odjeżdżałyśmy z Basią, podeszło do nas dwóch bardzo miłych chłopaków i pytało nas jak można nas później znaleźć. Byli trzeźwi i bardzo podobała im się nasza działalność i filozofia i "spokój w oczach" Ha,ha,haa. Basia dała im swoje namiary na FB. Może zjawią się na Mickiewicza” - Dotarła do mnie nast. dnia chat’owa relacja bhakty Mietasa gdyśmy jeszcze pisemnie przeżywali to w niedzielę - (uwaga – nie zmrużyliśmy oka – 10 godzin w stanie czuwania przy stoisku): „Dopiero "wytrzeźwiałem" i teraz też czuję szczęście bo rano zmęczenie górowało. Zjadłem właśnie porcje kalafiora, brokuły z prykami, a na deser kuleczka. Swoja drogą nad ranem najlepiej schodziły, chyba ludziom brakowało cukru. Też chcę wam podziękować, bardzo fajnie jest działać w takiej grupie. Hare Kryszna I jak tu nie działać z takimi towarzyszami broni. A propos kulek – były pyszne, sprzedawaliśmy je też osobno za złotówkę. Jeden gość wracał często po nie – raz wyciągnął 10 zł i mówi – poproszę jeszcze jedną. Bhakta Mietek – ‘nie mam wydać’ – gość na to: ‘to daj 10 tych kulek’. PODSUMOWANIE: Same plusy!. Kontakt z ludźmi poszukującymi szczęścia i część szuka we właściwym kierunku. Udało nam się sprzedać 1 dużą książkę, 12 średnich, 10 małych oraz kilka broszur KZP. Uważam, że jak na taki typ imprezy i taką porę oraz warunki to nieźle. Zeszło całe prasadam – mw. 1,5 kilkudziesięciolitrowego termosu warzyw – ponad 100 porcji oraz prawie 300 kulek. Kilka osób zostawiło namiary e-mailowe z prośbą o informowanie np. o kursach vege-gotowania. Co więcej – my sami lepiej się poznaliśmy i chyba zalążek pewnego zżycia nastąpił, przyjaźni opartej o służbę oddania dla Kryszny, czyli tej najtrwalszej. Takie akcje zostają w pamięci do końca życia i to właśnie te duchowe przygody trzymają nas przy życiu w trudnych dla życia duchowego chwilach. Kolejna rzecz to fakt, że nie chowamy głowy w piasek, dajemy ludziom towarzystwo i ofiarujemy kontakt i koleżeństwo na co dzień. Tak na zakończenie. W związku z filmem, który się trochę wcześniej ukazał tu na portalu, o tym zmierzaniu do piekła. Naszym zadaniem jest nie tylko dostrzeganie złych tendencji w społeczeństwie ale przede wszystkim pokazywanie alternatywnej drogi. Nasz bhaktowski świat nie powinien ograniczać się do krytyki świata w jakim on jest w stanie. Jeśli pozwalamy na to aby tak wyglądał to w pewnym stopniu jesteśmy współodpowiedzialni za to – bo coś widzimy a mało robimy. Wykorzystujemy dorobek techniczny nie zawsze w duchu yukta-vayragii. Jeśli wrzucamy na tablicę w Internecie zdjęcie oszalałych ludzi czy zmasakrowanych zwierząt zapytajmy siebie samych – co zrobiłem/co zrobiłam aby temu zapobiec? Czy choćby sąsiada poczęstowałem jakimś posiłkiem, czy wysłałem nauczającemu choć ciepłe słowo? Czy odpowiedziałem jakiemuś bhakcie czyniącemu starania w nauczaniu na jego e-mail? Na jego wiadomość? Na jego pomysł? Czy w ogóle jestem dla kogokolwiek wsparciem czy tylko mądralą zadowoloną, że zaliczam kolejny duchowy festiwal by podkreślić, że ‘jestem w tym’ i już jest fajnie? Warto nad tym pomyśleć. I nie bać się nauczać gdziekolwiek nas chcą. Z książkami i termosem prasadam można iść wszędzie. Nie trzeba pieniędzy. My weszliśmy za darmo dzięki życzliwości ludzi i udało się nawet zarobić na następne produkty – Kryszna jest łaskawy – jak przypadnie Mu do gustu to co chcemy zrobić to da nam możliwość wejścia właśnie nawet tam ‘gdzie diabeł nie może’. Hare Kryszna! P.S. sorka za jakość zdjęć, trochę rozmazane, sprzęt też chyba wpadał w trans w tych warunkach ha ha!: jakby co to mamy tam Radha-Kanti Mataji (naszą mistrzynię symplisową), bhaktin Basię (entuzjastycznie nawołującą do prasadam w czasie im pry), bhakta w dhoti, z bródką to dzielny bhakta Mietas i kręcił się też tam Radhakanta das. Jest kilka fotek z wnętrza – sami zobaczycie, że za świetliście nie było, ale klimat ciekawy. ' />Basia przy stoisku' />fragment sklepiku' />Goa Trance Party's place' />Goa Trance Party's place' />Mietas w akcji' />Mietek naucza' />Radhakanta z Basią' />Radhakanti i Basia przy stoisku' />stoję przy stoisku' />Z Mietkiem przy warzywach
|