W maju dowiedziałem się, że mój guru Śrila Kryszna Kszetra Prabhu planuje w swym grafiku podróży po Polsce odwiedzić Poznań. Pod warunkiem oczywiście, że będą ku temu możliwości z naszej ‘poznańskiej’ strony. A u nas, jak to u nas od lat, garstka bhaktów spotykająca się kameralnie w piątki w mieszkaniu bhaktinki i raz w miesiącu w wynajętym na parę godzin klubie jogi. Na dodatek jeden klub się przeniósł a do obecnego jeszcze się nie przyzwyczailiśmy bo dopiero go ‘zdobyliśmy’ organizując zaledwie jedno spotkanie. A później lato, bhaktowie w rozjazdach więc i tak nieliczne kontakty zostają rozluźnione. Pomyślałem początkowo, ze po prostu najważniejsze to zorganizować nocleg dla guru i może zwyczajnie spotkać się z nim przy udziale kilku lokalnych osób. Mataji, która się zgodziła przyjąć Maharaja, Kirtida Sundari dd. mieszka za Poznaniem, w Komornikach i ma dobre warunki mieszkalne w swym domu no i wykład czy rozmowy dla kilku osób wydawały się stosownym miejscem bez wynajmowania Sali w samym mieście. Potrzebne jeszcze były osoby dla wsparcia. I tu nieocenioną pomocą byli dwaj bhaktowie, którzy postanowili przyjechać do miejsca pobytu guru i zaangażować się w gotowanie czy w cokolwiek co będzie potrzebne na bieżąco. Tymi chwalebnymi osobami byli: mój wojowniczy brat duchowy ze Stargardu Szczecińskiego Vaikuntha Prabhu, oraz ze Sławna, niestrudzony w boju, Mathuranath Prabhu. Wiedziałem, ze na prawdziwych żołnierzy Kryszny mogę liczyć gdyż w kilku akcjach nauczania braliśmy już razem udział. No może mała pomyłka, byli jeszcze bardziej bitni i oddani niż oczekiwałem. Gdy przyjechał Guru Maharaj ugotowali dla niego obiad ale nie tylko- okazało się, że jednak wynajmujemy klub jogi w centrum miasta i zapowiadało się, że jednak trzeba będzie ugotować sporo jedzenia na program. A doszło do tego również dzięki inspiracji Ananta-śili Prabhu, który przekonał mnie, ze warto całą akcję zrobić w centrum miasta , by więcej osób mogło skorzystać, co prawda nie na zasadzie programu otwartego ale chodziło o bhaktów, sympatyków, którzy już zaczęli się interesować ową wizytą. Zadzwoniłem do właścicielki lokalu by sprawdzić czy na ostatnią chwilę da się ‘wyhaczyć’ salę i okazało się, że mamy zielone światło, tylko klucz musimy odebrać w piątek o 13.00. Nie wiedziałem jak być jednocześnie w Komornikach i tam tłumaczyć jeden darśan i pomagać w gotowaniu (wraz z mataji Mohini, którą zawiozłem na darśan do Guru Maharaja po akceptację na uczennicę ) oraz w tym samym czasie odebrać 15 km stamtąd klucz, który był jednym z ‘kluczowych’ warunków powodzenia. A wszyscy bhaktowie o tej godzinie w pracy. I oto Kryszna inspiruje pewnego bhaktę z Poznania, z którym mam kontakt internetowy od roku ale nigdy się nie spotkaliśmy twarzą w twarz – Balaramę, który postanawia mnie odwiedzić w pracy - po raz pierwszy się widzimy w Realu i mówi, że ma jeszcze urlop to on ten klucz odbierze. Uff, to naprawdę odciążenie i pomoc. Kolejna rzecz, instrumenty i termosy – dzięki Vaikunthcie mamy wszystko- przywiózł swoim ‘rydwanem’ 2 termosy, harmonium i mrdangę – co za wspaniała odsiecz! Jednak było dużo niepewności, nie wiadomo było tak naprawdę ile osób będzie, czy kilku lokalnych bhaktow na krzyż, czy z innych miast (brak możliwości noclegowych wśród nas za wyj. tych u Kirtidy ale tu już wspomniani bhaktowie zamieszkali), czy jakieś nowe osoby mimo braku rozreklamowania. Jak tu się zachować? Człowiek nie przyzwyczajony do organizowania niczego, mistrzów duchowych od lat u nas nie było bo i mało nas i konsolidacji i organizacji brak od lat. Czułem się jakoś jak nieborak, i jeszcze telefony z pracy do której nie poszedłem. Zaczęło się super – Maharaj zjadł obiad a potem zgodził się aby mataji Mohini (to nie diksza-imię) stała się jego na razie nieinicjowaną uczennicą. Na dodatek był pod wrażeniem jej doświadczeń życiowych, podejścia i motywacji dla bhakti-jogi. Wcześniej w czasie obiadu wspomniani wcześnie wojowniczy kucharze serwowali Guru prasadam i jakoś tak miałem możliwość siedzieć z maharajem przy jednym stole – aczkolwiek dziwnie się czułem będąc obsługiwanym w czasie posiłku przez frontowych kolegów-kucharzy, którzy pokornie stali, gotowi do służby na każde polecenie Maharaja. Dopiero po posiłku gdy Maharaj skończył usiedli sobie na podłodze przychodach i delektowali się jedzeniem. Takich się kocha i pamięta. Potem czas wyjazdu na program. Balaram (mówię wam jakie ma boskie wedyjskie tatuaże! Od stóp do głów Wisznu-avatary itp.) zgodnie z obietnicą odebrał klucz zanim dojechaliśmy do klubu wszystko sam ładnie ułożył, rozłożył koce, zapalił nastrojowe świeczki, super. Zapomniałem kupić wodę i załatwić kubek dla Guru, na szczęście Madhuri dd miała to wszystko ze sobą. A tak poza tym to czułem się jak burak bo nie wiedziałem jak wszystkich powitać, co powiedzieć na wstępie, kompletna dezorientka. Człowiek zawsze się wszystkiego z boku trzymał przy takich akcjach, a teraz (mimo iż na samym początku tłumaczył Balaram) zostałem poproszony o tłumaczenie wykładu w czym czuję się kiepszczakiem maksymalnym. No ale jakoś się zaczęło i dzięki mocy Maharaja płynęliśmy w bajanie, w jego wykładzie by ostatnie ‘dopłynąć do prasa dam którego dystrybutorem znowu byli min. Vaikuntha i Mathuranath Prabhus. W większości byli bhaktowie ale i pojawiły się osoby, które gdzieś tam ciut praktykowały i teraz się ujawniły, sam nawet zaprosiłem nową osobę, która była pod wrażeniem Maharaja. Gdy go odwoziłem do domu powiedział, „spoko gościu ten wasz amerykański mistrz – myślałem ze u was jest tak groźnie z ich strony a tu naprawdę extra było”. Nie wie jak reszta osób to ocenia bo z naszej strony wszystko to improwizacja ale jestem przekonany, że śpiew słowa i moc Guru Maharaj dały wszystkim nieocenioną inspirację do życia duchowego. Po wysadzeniu podwiezieniu wspomnianego nowicjusza pod dom zrównałem się z samochodem Vaikunthy i Mathuranatha …i co robia wojownicy o godz. 22.00 po służbie? Idą do Żabki i piją ‘gazwoszczaka’ typu Sprite czy Schweppes i gadaja pod gwiazdami na parkingu, żartują i śmieją się do rozpuku z wszystkiego i radują się, że mogli coś dla Kryszny zrobić. Ach, był jeszcze drugi dzień pobytu Kryszna Kszetry Prabhu w Poznaniu– ów dzień był dla mnie nawet ważniejszy miałem laskę udać się z nim tylko z nim (czujecie to? sam na sam!) na kilkugodzinny spacer po poznańskiej Starówce ale jestem tak jeszcze przejęty, że mimo iż planowałem napisać o tym parę słów w kolejnej części to nawet nie wiem co pisać, jak pisać i czy w ogóle pisać. Pomyślę jeszcze. Trzymajcie się kochane Bhaktaczki! Hare Kryszna! Więcej zdjęć: Link
|