Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej       

Hare Kryszna

ISKCON

uniwersalna duchowość

rozwój duchowy

bhakti-joga

joga

Bóg

religia

mantra

reinkarnacja

Kriszna

Krishna

Rama

Hare

Kryszna

hinduizm

krysznowcy

karma

Indie

Gaura

India

wyznawcy Kryszny

Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kryszny

Bhagavad-Gita

Śrimad Bhagavatam

Festiwal Indii

Woodstock

Pokojowa Wioska Kryszny

vaisnava

waisznawa

waisznawizm

wajsznawa

wajsznawizm

religie wschodu

filozofia wschodu

duchowość

astrologia wedyjska

jyotish

przepisy wegetariańskie

kuchnia wegetariańska

joga

dezinformacja ruchów katolickich

serwis

portal

astrologia wedyjska

taniec indyjski

kalendarz księżycowy

muzyka indyjska

dharma

ayurweda

ayurveda

książki Prabhupada

nama-hatta

mantry

przepisy wegetariańskie

świątynia

festiwal

sekta

sekty

 
 
 
 
 
 
 
logowanie
rejestracja
regulamin strony
 
 
 
 
   Autor: Indradyumna Swami
dodał: admin    opublikowano: 2016-09-14    przeczytano: 612
kategoria: Wykłady - Indradyumna Swami
podkategoria: Pamiętniki
 
Powrót >>>     
 
Pamiętnik - „Czy Ty to widzisz?” - Indradyumna Swami
 

Dwa pierwsze festiwale letniego tourne – z udziałem tysięcy ludzi - były wyjątkowo udane. Jednakże przez cały czas ich trwania wielbiciele medytowali o trzecim festiwalu – w mieście, w którym zastępcy burmistrza omal nie udało się go skasować. Miał to być nasz największy i najbardziej prestiżowy festiwal tego lata. Nandini dasi spotkała się z oficjelami w ratuszu miejskim, aby przedyskutować przyjęcie Ambasadora Indii jako naszego honorowego gościa.– O mój Boże! – wykrzyknęła zawstydzona sekretarka. – Nie sfinalizowaliśmy planu jego wizyty przed wyjazdem burmistrza na wakacje.- Słucham? – powiedziała Nandini. – Czy to oznacza, że burmistrz nie przeprowadzi z ambasadorem otwarcia tego wydarzenia kulturalnego?- Obawiam się, że nie – odrzekła sekretarka. – Już do niego dzwonię. Nie mogła go złapać i powiedziała Nandini, że będzie próbowała dalej i skontaktuje się z nią nazajutrz. 

Następnego dnia o 9.00 rano zadzwoniła.- Burmistrz przeprasza, ale nie będzie mógł być obecny – powiedziała.Potem zaśmiała się. – Ale kazał swemu zastępcy przeprowadzić otwarcie festiwalu – dodała. Nandini nie wierzyła własnym uszom. – Zastępcy? Ma pani na myśli tego samego człowieka, który powiedział, że w waszym mieście już nigdy nie będzie kolejnego Festiwalu Indii? - Zgadza się, proszę pani. Dwa dni później zaczęliśmy reklamowanie festiwalu w całym mieście. Lawirując pośród tysięcy plażowiczów, nasza harinamowa grupa rozdała w przeciągu zaledwie czterech godzin 12 tys. ulotek. Jak zwykle ludzie machali do nas i pozdrawiali nas. Minęliśmy dwie kobiety leżące na piasku. – Co to takiego? – usłyszałem, jak jedna pyta swą przyjaciółkę.- Festiwal – odpowiedziała.- Który festiwal?- Ten festiwal!- Przecież jest tak wiele festiwali – powiedziała kobieta. Jej przyjaciółka uśmiechnęła się. – Nie takich jak ten – odrzekła. – Ten jest zawsze największy i najlepszy w mieście. W dniu festiwalu nasza harinamowa grupa 100 bhaktów wyszła wcześnie na harinam. Mimo iż zapowiadano deszcz, półbogowie zrobili swoje i na tle czystego nieba świeciło słońce. Kiedy tańczyliśmy i intonowaliśmy na promenadzie, kobiety wachlowały migotającymi w słońcu złotymi, chińskimi wachlarzami. Ich jaskrawe, jedwabne sari wdzięcznie poruszały się w lekkiej bryzie od morza. Mężczyźni, w dobrze wyprasowanych kurtach i dhoti, a niektórzy w kolorowych turbanach, grali na karatalach i innych muzycznych instrumentach.Ludzie byli tym zachwyceni i tłumnie przychodzili, aby zrobić sobie zdjęcia z wielbicielami, tak więc kirtanowa grupa czasami utknęła w jednym miejscu na 20 czy 30 minut. Kiedy cała rodzina pozowała z nami do zdjęcia, podeszła do mnie wielbicielka rozdająca zaproszenia.

- Guru Maharaja – powiedziała. – Właśnie spotkałam pewną rodzinę, która bez przerwy się śmiała. Zapytałam ich, dlaczego się tak śmieją i kobieta odpowiedziała: Tylko pomyśl, kiedyś myśleliśmy, że jesteście kultem. Możesz w to uwierzyć? Nazwać taką kulturę kultem. To takie śmieszne.Chciałem zainspirować bhaktów, którzy rozstawiali festiwal, tak więc zawróciłem w ich stronę grupę kirtanową. Już z daleka widzieliśmy naszą nową, wysoką na 8 metrów scenę. Całkowicie automatyczna – jest dumą i radością naszego tournee tego lata. Spoczywała na promenadzie w otoczeniu 25 naszych namiotów rozciągających się na plażę. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawiły się ciemne chmury grożące deszczem - To nietypowe – pomyślałem, gdy tymczasem wiatr przybrał na sile. - To jak niepomyślny omen. 

I faktycznie, kłopoty wisiały w powietrzu. Bhakta Dominik – szef ekipy rozstawiającej festiwal – podszedł do mnie, gdy kirtanowa grupa zbliżyła się do miejsca festiwalu. - Maharaja – zaczął – mamy poważny problem. Właściciel hotelu przed którym rozstawiamy festiwal kazał nam opuścić to miejsce. Powiadomił już policję. Wygląda na to, że do niego należy akurat ten kawałek deptaku pomiędzy hotelem a plażą. Powiedział, że rada miejska nie poinformowała go o festiwalu. W tym momencie przyjechała policja i zaczęła rozmawiać z Dominikiem. - Kazali nam stąd odejść – powiedział Dominik. – Zadzwoniłem już do Nandini. Będzie tu za kilka minut. - Na tym etapie nic jeszcze nie mów bhaktom – powiedziałem. – Nie chcę, żeby się zniechęcili. Kiedy skierowałem grupę kirtanową na plażę, odwróciłem się do Dominika. – Zadzwoń do mnie, jak tylko będziesz miał jakieś nowe informacje. Godzinę potem zadzwonił mój telefon. Kiedy wyciągnąłem go z kieszeni kurty, zauważyłem, że zaczęło się przejaśniać, a wiatr przycichł. Ludzie, którzy opuszczali plażę, zobaczyli, że dobra pogoda powraca i zawrócili na miejsca, gdzie wcześniej plażowali. - To dobry znak – pomyślałem. - Mam dobre wieści – powiedziała Nandini przez telefon. Słońce błysnęło nagle spoza chmur. Uśmiechnąłem się. 

- Właściciel hotelu zgodził się, abyśmy zostali – powiedziała Nandini. - Ale to nie było łatwe. Kiedy weszłam do jego biura, zaczął się śmiać. Powiedział: Pani jest organizatorką tego wydarzenia kulturalnego? Spodziewałem się dużego mężczyzny, nie maleńkiej kobietki. Powiedział, że w toku są 24 sprawy sądowe, które wytoczył miastu i ludziom, którzy próbowali robić imprezy na tym kawałku deptaku. Powiedziałam mu, że nasza impreza jest niekomercyjna i że jesteśmy tu, aby podzielić się z ludźmi naszą duchową kulturą. W jakiś sposób jego serce zmiękło i ostatecznie powiedział, że możemy zostać. - Kiedy zadzwoniłam do ratusza, sekretarka burmistrza powiedziała, że to prawda, że jest on właścicielem tego obszaru, ale nie miała serca, aby mi o tym wcześniej powiedzieć. Kiedy usłyszała, że zgodził się na nasz festiwal, skomentowała: To cud, po prostu cud. Potem zaśmiała się i dodała: Chciałaby pani pracę w radzie miejskiej? Poczułem taką ulgę, że zachęcałem bhaktów, aby intonowali i tańczyli jeszcze bardziej entuzjastycznie. Jednak byli już o tej godzinie zmęczeni, tak więc zakończyłem wkrótce kirtan i wróciliśmy na miejsce festiwalu. W drodze powrotnej usłyszałem przypadkiem, jak ludzie, którzy zdawali się zwrócić na mnie uwagę, mówili o mnie ‘guru’. Byłem tym nieco skrępowany i zapytałem Mathuranatha dasa - jednego z moich asystentów - skąd wiedzieli, że jestem mistrzem duchowym. - Guru Maharaja – powiedział – jesteś ubrany w szafranowe szaty, stoisz na przodzie kirtanowej grupy i jesteś najwyraźniej dużo starszy od całej naszej reszty. Co więcej, przemawiasz tutaj na naszej festiwalowej scenie od ostatnich 18 lat. 

Kiedy bhaktowie szybko zjedli lunch i poczynili ostatnie przygotowania na festiwal, Ambasador Indii oraz zastępca burmistrza pojawili się za kulisami wraz z Jayatamem i Nandini. Jasne było, że ambasador był zadowolony ze swego pobytu tutaj i tak samo oczywiste było, że zastępca burmistrza czuł się nieswojo. Setki ludzi siedziało na ławkach na piasku przed sceną, a jeszcze wiele więcej osób przechadzało się po festiwalu, kiedy o godzinie 18.00 ambasador i zastępca burmistrza weszli na scenę, aby zainaugurować festiwal. Nigdy nie zapomnę wyrazu zdumienia na twarzy tego drugiego, kiedy zobaczył ogromną ilość ludzi i rozmiar festiwalu. Ze sceny widać było, że nasz kolorowy festiwal wychodził prawie do morza. Zastępca stał oniemiały, gdy tymczasem publiczność wstała i z szacunkiem biła brawa jemu i ambasadorowi.

Gdy zastępca burmistrza rozglądał się po ludziach, czekających na rozpoczęcie tego wydarzenia, a potem spojrzał na ambasadora (dystyngowanego dyplomatę chętnie wspierającego naszą sprawę), mogłem wyczuć przemianę w jego sercu. Nigdy nie poznam tych wszystkich nieprzychylnych wyobrażeń, jakie miał wcześniej o naszym ruchu. Mogły zrodzić się z propagandy, którą nasza opozycja nieprzerwanie szerzyła w całym kraju przez tak długi czas. Ale te dni dobiegają już końca i jakiekolwiek błędne zrozumienie mają ludzie o nas - stopniowo zanikają dzięki wielu festiwalom, jakie przez lata organizujemy. Festiwalom, które przekonały ich o naszej autentyczności i zmiękczyły ich serca z sympatii do nas.

Patrzyłem, jak zastępca burmistrza mierzył wzrokiem teren festiwalu. Nasza restauracja pełna była ludzi jedzących prasadam, a namiot jogi - pełen uczestników kursów. Kobiety chcące poznać sztukę wegetariańskiego gotowania wypełniały namiot „Pokazy gotowania”. 
Wszystkie namioty z wystawami kultury wedyjskiej były zapchane. Przepełniony był również namiot „Pytania i odpowiedzi”. Ludzie spacerowali z książkami Śrila Prabhupady w rękach, a twarze wielu dzieci udekorowane były gopi-dotami. Wielki obszar festiwalu był tak napakowany, że trudno było się gdziekolwiek poruszyć. 

Zastępca burmistrza wpatrywał się w to w zdumieniu i nie dowierzałem, kiedy zobaczyłem, jak rzucił okiem na przygotowany speech, a potem odłożył swe notatki z powrotem do kieszeni. Zerkając raz jeszcze na to, co dzieje się przed nim, podszedł do mikrofonu i zaczął improwizowane przemówienie. - Panie i panowie, jest to naprawdę zaszczyt dla naszego miasta gościć ten wielki festiwal tutaj na naszym pięknym wybrzeżu. Sam fakt, że Ambasador Indii jest tu obecny ukazuje znaczenie tej okazji. Rozglądając się wokół, widzimy, że jest to wydarzenie wielkiej rangi, sprowadzające starożytną i kolorową kulturę na naszą ziemię. 

W myślach zwróciłem się do Śrila Prabhupady: Mój ukochany mistrzu duchowy – modliłem się – czy Ty to widzisz? Czy Ty to widzisz? Zastępca burmistrza kontynuował. – Jak wielu naszych szanowanych obywateli wie, rezerwujemy tę lokalizację na deptaku wyłącznie dla najbardziej prestiżowych imprez. I za taką właśnie uważam ten Festiwal Indii.- Dlatego też – kontynuował – jako zastępca burmistrza niniejszym oświadczam, że nasze miasto z wielką radością gościć będzie ten festiwal - dokładnie w tym miejscu - przez wiele nadchodzących lat. Moi drodzy obywatele i turyści, proszę bawcie się dobrze na tym wspaniałym festiwalu. Publiczność klaskała z grzeczności, ale wielbiciele bili brawa burzliwie i na stojąco. Nie byłem w stanie nic zrobić, ani nic powiedzieć. Osłupiały usiadłem na krześle; w oczach miałem pełno łez. - Któż by kiedykolwiek przypuszczał? – pomyślałem. – Takie rzeczy są możliwe tylko dzięki łasce Pana Caitanyi. Odsunąwszy się od mikrofonu, zastępca burmistrza poprosił ambasadora o podejście i powiedzenie paru słów. 

Ambasador wychwalał nasz ruch i wszystko to, co robimy, aby szerzyć świadomość Kryszny w Polsce. Tak naprawdę był tak zainspirowany, że po opuszczeniu sceny, spędził dwie godziny w namiocie „Pytania i odpowiedzi”, odpowiadając na pytania publiczności. Pewien mężczyzna rzucił mu pytanie: Czy ten ruch Hare Kryszna naprawdę reprezentuję pańską kulturę? - Tak – odpowiedział ambasador z uśmiechem – w najwyższym stopniu. Potem wrócił na główną scenę i wygłosił półgodzinny wykład na temat istoty kontrolowania zmysłów w kontekście zrozumienia swego wnętrza. Tego wieczoru, gdy goście opuścili festiwal, ociągałem się z odjazdem z miejsca festiwalu, które bhaktowie już porządkowali. Usiadłem na pustej ławce i rozmyślałem o wielkim pokazie łaski Pana Caitanyi, jaki widziałem tego dnia. 

- Jakże uprzywilejowany czuję się będąc częścią tego ruchu! – myślałem. -Przynosi on nieograniczoną pomyślność ludziom tego kraju. To zadziwiające, że niesamowite rzeczy, o których czytam w śastrach, mogę zobaczyć na własne oczy poprzez ten festiwal. Takie są współczesne rozrywki Pana Caitanyi, inspirujące wielbicieli, jak i niewielbicieli. 

satatam janata bhava tapa haram paramartha parayana loka gatim 
nava leha karam jagat tapa haram pranamami saci suta gaura varam

“Kłaniam się Gaurze, pięknemu synowi Matki Saci, który zawsze uwalnia ludzi od cierpienia materialnej egzystencji, który jest celem życia dla tych, którzy poświęcili się dla najwyższej korzyści innych, który inspiruje materialistów do przyjęcia transcendentalnych cech i stania się niczym pszczoły – chętne do spijania miodu krsna-katha, i który usuwa wszelki strach ze świata materialnego. 
[Śrila Sarvabhauma Bhattacarya, Śri Gauranga-mahima, werset 4]

Tłumaczyła: Kalyani d.d.
 
Powrót >>>     
Udostępnij:
   
 
  komentarzy: 0     0   0  
 
Aby dodawać komentarz do artykułu musisz być zalogowany.
zaloguj.
 
 
 
OSTATNIE NA FORUM
Zwierzęta pobożne i grzeszne
(23-04-2024 21:19:56)
 
Re: Indradyumna Swami
(27-03-2024 13:32:32)
 
KUPIĘ Śrimad Bhagavatam, Canta 01-07
(23-02-2024 13:12:45)
 
Re: Przemyslenia na temat Harinama Sankirtana
(31-01-2024 19:22:28)
 
Nie jesteśmy wegetarianami ani nie-wegetarianami
(19-01-2024 18:59:38)
 
Re: Świeckie Państwo?
(20-12-2023 21:38:05)
 
Vanaprastha
(19-12-2023 21:41:53)
 
 
LINKI
 
 
 
 
 
 
 
TAGI
Święte Imię   Kryszna Katha   Varnaśrama   Filozofia   Kryszna   Mahatma das   Krishna Kshetra Swami   Prawo karmy   Polityka   Monarchia   Homoseksualizm   Kobiety   Astrologia   Chrześcijaństwo   Aborcja   Trivikrama Swami   Prabhupada  
 
Copyright © 2016. All Rights Reserved.  Created by Future Project